Pamiętam, kiedy moja Mama mówiła, że chciałaby znów być dzieckiem. Byłam wtedy dziewczyną a chwilę później młodą kobietą i wydawało mi się to dość dziwne a nawet trochę smutne. Myślałam, że Mama nie jest szczęśliwa. Ja w tym chwilach, mówiłam, że nie chciałabym wracać do lat dziecięcych, choć wspominałam je już wtedy z dużym sentymentem. Czułam się natomiast na tyle dobrze w danym momencie życia i byłam na tyle ciekawa tego, co będzie dalej, że nie w głowie było mi „cofanie się”. Było tak nawet wtedy, kiedy dotykały mnie trudne doświadczenia – takie mi się wówczas wydawały i z perspektywy czasu również twierdzę, że nie wszystkie wydarzenia były łatwe w moim młodym życiu. W trudnych chwilach myślałam jedynie: „Chciałabym, żeby było już za rok”. Teraz, kiedy nie jestem już młodą dziewczyną a raczej dojrzałą kobietą (przynajmniej metryka na to wskazuje), z coraz większym sentymentem, żeby nie powiedzieć rozrzewnieniem, wracam myślami do lat mojego dzieciństwa. Mimo, że jestem szczęśliwą mamą dwójki cudownych, zdrowych dzieci, żoną kochającego męża, mam blisko rodzinę, na którą mogę liczyć oraz grono wspaniałych przyjaciół, sama jestem zdrowa, mam pracę, mam gdzie mieszkać, stać mnie na wakacje, coraz bardziej tęsknię za „tamtymi czasami”… Za tym, kiedy wszystko było tak intensywne: zapach letniej burzy, którą obserwowałam z Dziadzim z ganku małego domku nad Wrzecionkiem, kolor żółtych kurek, zbieranych z Babcią tuż po deszczu w trawach Dużego Lasu, brzęczenie pszczół, które zbierały swój pierwszy w roku pyłek z kwitnącej wierzby przy torach, woń i kolory mleczy, przetacznika, niezapominajek, kaczeńców, jaskrów, rzeżuchy łąkowej i wielu innych roślin, które tworzą magiczny ogród w mojej pamięci. Z każdym rokiem jestem coraz dalej od tych czasów a jednocześnie coraz bardziej czuję zapach i dotyk szorstkich szyszek zbieranych na rozpałkę, pociętego i układanego w szałerku drewna, dotyk kłującego stopy ścierniska, po którym biegałam, żeby zagnać gęsi. Zimno robi mi się na myśl o przemoczonym do suchej nitki ubraniu, kiedy to całe ferie spędzałam na sankach lub łyżwach – wtedy jakoś zimno nie było, a nawet jeśli, to nie na tyle, by chciało się wrócić do ciepłego, suchego i komfortowego domu. Domu, w którym przyjemnie buzował ogień w kuchennym piecu na fajerki. A kiedy już Mama zdołała ściągnąć nas z lodu lub górki, nie chciało się odkleić od cieplutkich kafli. Coraz wyraźniej widzę bladoróżowe bujany – nie piwonie ani tym bardziej peonie – bujany, które tak wabiły swoim zapachem, że ilekroć Mama je wąchała, miała ochotę je zjeść 😊 Trochę tak, jak ja, przywożone przez Tatę z morza pisaki, pachnące egzotycznymi owocami. Woda we Wrzecionku z każdym kolejnym latem zaczyna mocniej pachnieć. Podejrzewam, że u schyłku mojego życia będzie pachniała dokładnie tak mocno, jak w każde moje dziecięce wakacje, kiedy moczyliśmy się w jeziorze do upadłego. Gdybym się dobrze wsłuchała, byłabym w stanie rozpoznać głosy oddzielnych osób na drugim brzegu. Ciii…. – właśnie słyszę cmokanie fali uderzającej o łódkę, którą płynie Dziadzi od strony szluchty – stoi wyprostowany, krępy, z wiosłem w ręku, które co jakiś czas z wyczuciem zanurza w wodzie. A łódka niemalże bezszelestnie sunie po powierzchni wody i zbliża się do brzegu- zdradza go tyko to cmokanie… Już jest! „Cześć Puszku” – mówi do mnie jak zwykle, a ja słyszę to tak wyraźnie, jakby rzeczywiście przy mnie stał… I jak tu nie chcieć znów być dzieckiem…?
Zamknięta na trzecim piętrze szklanego biurowca tęsknię za tym co było. I już nie wiem, czy to typowa nostalgia przychodząca z wiekiem, czy może wołanie duszy i ciała o to, co niezbędne do życia. Wołanie zmysłów, by wypełniać je żywymi obrazami, które dadzą odpocząć oczom, zmęczonym od patrzenia w ekrany; by dać dojść do głosu dźwiękom natury, które wyciszą jednostajny szum uliczny, przerywany niekończącymi się robotami budowlanymi, by nasycać nosy zapachami, które wyostrzą stępioną dziś uważność, by poczuć prawdziwy dotyk, który rozróżnia aksamitne płatki róż, szorstkie liście paproci, ostre źdźbła traw, piasek pod stopami i glinę w dłoniach, by rozkoszować się pojedynczymi smakami, które przypomną nam, jak smakują podstawowe produkty: mleko, masło, chleb, ser, bób, pomidor, jabłko…
Miło mi wiedzieć, że jest niejedna Aga, która zachodzi na mojego bloga 🙂 Nigdy nie jest za późno. A jeśli tym razem nie mylę Czytelniczki, za co bardzo przepraszam, to zapamiętałam Ciebie, jako osobę będącą bardzo blisko Natury. A kartuskie lasy pachną tak, że wypełnią niejedną lukę kulinarnych aromatów 😉 Ściskam.
Bardzo chcialabym, aby były to zapachy kulinarne, niestety takich doznań nie mogą doświadczyć 😉 A może jeszcze nie za późno aby to nadrobić.. Pozdrowienia z lasów kartuskich 😘Ściskam gorąco
🤗
Bardzo dziękuję komplementy. W najśmielszych snach nie spodziewałam się tak cudownych słów. Nie ukrywam, że są one dla mnie budujące i pozwalają wierzyć, że piszę nie tylko dla siebie, i że inni w moich tekstach odnajdują choć odrobinę siebie. A nawet jeśli nie, to że ta moja pisanina wnosi coś dobrego. A kiedy wiem, że tekst, który napisałam wywiera zamierzony efekt, to już niczego więcej nie potrzebuję 🙂 Ściskam serdecznie.
Przepiekna proza,pisana jezykiem duszy i wrodzona wrazliwoscia autorki.Tekst jest balsamem dla zmyslow umeczonych obecna sytuacja swiata. Refleksje przedstawione bardzo plastycznie .Slychac w opisach glosy natury
i czuc namacalnie zapachy
miejsc,o ktorych mowa. MAJSTERSZTIK !Wyjatkowa wiez autorki z przyroda po mistrzowsku przeobraza sie w niezwykle liryczna proze. Kazdy,kto pamieta TAMTE CZASY przenosi sie w trakcie czytania i do wlasnych zyciowych wspomnien. Prosze nie zaprzestawac pisania i „tkac” to zlote runo wspomnien – refleksji ku wlasnej satysfakcji i naszemu -czytelnikow blogostanowi.🦋🍇🦜☀️🍀🍀🍀🍎
Dziękuję bardzo. W takim razie miłego czytania. Również ściskamy Was mocno!
Łódź czyta z ogromną przyjemnością i przesyła moc uścisków!
Aguś, piękne dzięki. Każdy komentarz dotyczący mojego pisania jest dla mnie bardzo ważny. A jeśli pochodzi z ręki tak uważnej osoby, jaką Ty jesteś, to tym bardziej 😉 Cieszę się, jeśli w moim pisaniu można zobaczyć choć odrobinę siebie. A o zapachy z dzieciństwa Twoich Dzieci bym się nie martwiła – od przepysznych, pachnących, a do tego cudownie wyglądających dań, przyrządzonych Twoją ręką, w co zapewne niejednokrotnie wkładasz całe serce – zmysły szaleją 😉 Poza tym, na pewno będą pamiętać zapach domu, który z wielką uwagą tworzysz dla Waszej Rodziny. Buziaki dla Was :*
Paula chapeau bas, chociaż powinnam napisać kapelusze z głów, bo tak piękne piszesz w naszym ojczystym języku. Cudowny tekst, pięknie ubierasz w słowa uczucia. Z dnia na dzień coraz bardziej i mocniej wracam do tych beztroskich a przede wszystkim jak piszesz bardzo zmysłowych wspomnień dzieciństwa. I zastanawiam się jakie zapachy wspominać będą moje dzieci?
Dziękuję Anetka. Byłoby pięknie, gdybym mogła pisać zawodowo 🙂
Jakże rodzinnie nam się tu zrobiło ❤
Paula, może jakieś zawodowe pisanie blogów lub tekstów? Bo faktycznie wszystko opisane tak, jakbym stała obok i widziała to wszystko (a nie widziałam nic) 🥰
Dziękuję 🙂
Nic dodać, nic ująć, Mamuśko 🙂
Kochana, czy to aby Twoja pamięć zmysłów? Wydaje się, że ukradlaś mi moje wspomnienia 😉Te opisywane przez Ciebie sceny i obrazy z przeszłości są tak wyraźne, że aż bolesne. Te smaki, zapachy….tak intensywne, że chciałoby się je chociaż musnąć, liznąć. Te bujany…do zjedzenia… Ten głos mojego ojca, który do Ciebie wołał „Puszku”, a do mnie -„Ilonuś”. Ale cóż, mamy 2021r. i trzeba rzec za wieszczem: „jedźmy, nikt nie woła”.
Pięknie….