Nie mieliśmy czasu na spacer, nie mieliśmy czasu dla dzieci, nie mieliśmy czasu na książkę, nie mieliśmy czasu na porządki, nie mieliśmy czasu na delektowanie się wspólnym posiłkiem. Żyliśmy w ciągłym biegu. Trochę jak chomiki w kręcącym się kółku. Tłumaczyliśmy się, że taki jest dziś świat. Zrzucając z siebie odpowiedzialność za własne życie, płynęliśmy z prądem współczesności zaklętej w słowach konsumpcja, korporacja, koncern, technologia. Nurt tej rzeki był tak silny, że większość z nas była zbyt słaba, by się z niego wydostać. Żeby utrzymać się na powierzchni, dostosowaliśmy się do panujących warunków. Czasem tylko tęsknie oglądaliśmy się za naszymi marzeniami, które zawsze zostawały gdzieś w tyle na stromych zboczach koryta tej rzeki. Ledwo co zdążyły zamajaczyć gdzieś w meandrze, zatrzymać się na niewielkiej mieliźnie, by zaraz potem zniknąć w spiętrzonej fali zobowiązań, w gonitwie myśli i spaść z hukiem w wielkim wodospadzie płonnych nadziei. A kiedy płacząca wierzba próbowała podać nam pomocną dłoń, zwieszając nad taflę wody swoje gałęzie, czas okazywał się zawsze nie ten. A zegar tykał. Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata… Z zazdrością obserwowałam tych, którzy odważyli się wyciągnąć rękę nieco wyżej i uczepili się gałęzi swoich prawdziwych marzeń. Niejednokrotnie pewnie nieźle się przy tym poturbowali, zanim wdrapali się na grubszy konar, by w końcu zejść na pewny grunt.
Doczekaliśmy się jednak czasów, kiedy mamy nadto czasu. Nie mamy jednak z czego być dumni, bo decyzja nie była nasza. Matka Natura zdecydowała za nas. Pokazała, że jeśli miarka się przebiera, Ona w środkach nie przebiera. Pokazała, że świat się nie zawali jeśli nie będziemy chodzić do pracy, jeśli zatrzymają się linie produkcyjne, jeśli zamknął się centra handlowe, jeśli zatrzyma się transport. Nie staniemy się głupsi, jeśli nie pójdziemy do szkoły, na wykład. Nasze dzieci nie cofną się w rozwoju, jeśli nie poślemy ich do żłobka, do przedszkola. Owszem, olbrzymiego uszczerbku dozna świat naszej cywilizacji. Ale to tylko niewielki wycinek tego, co nas otacza. I teraz dopiero okazuje się, jak wąskie jest nasze postrzeganie świata i jak wątłe są filary, na których budujemy naszą cywilizację, i na których opieramy nasze życie. Mówię o wielkich koncernach, machinach współczesnego świata, nakręcających konsumpcję, a także o przekonaniach o jedynym słusznym podejściu do edukacji, wychowania, wiary.
Mamy teraz dużo wolnego czasu i jeśli chcemy spędzić go poza domem, to nie mamy wyboru, możemy spędzać go jedynie na łonie natury, najlepiej w miejscach odludnych. I jak się okazuje, to właśnie takie miejsca są dziś najbezpieczniejsze. W najlepszej sytuacji są teraz właśnie Ci, który żyją daleko od wielkomiejskich aglomeracji. Dla mnie, czas ten jest właśnie taką pomocną dłonią, którą podaje nam Natura. Zostaliśmy niejako przymuszeni do robienia tego, za czym tak często tęskniliśmy, a na co dotąd nie mieliśmy czasu (i odwagi). Tylko czy będziemy umieli ten czas dobrze wykorzystać? Czy skłoni nas on do refleksji nad tym, że sytuacja, która nas zastała powinna być dla nas przestrogą – o ile się z niej wykaraskamy? Póki co, możemy mówić, że właściwie jeszcze nic wielkiego się nie stało. Zatrzymaliśmy się na chwilę, przeczekaliśmy (niejednokrotnie w wielkich cierpieniach fizycznych i psychicznych), ale już idziemy dalej, znów się rozkręcamy, maszyna dalej pracuje. Może to jednak było ostrzeżenie? Czy potrafię sobie wyobrazić, że stan przestoju gospodarki, na której opiera się dziś nasza cywilizacja, trwa dłużej? Dużo dłużej… Nie wiem, ale wierzę, że tak się może stać.
Mam wrażenie, że jako ludzkość, wykazujemy się nieroztropną zuchwałością wobec Sił Natury. Wobec Przyrody, która bezsprzecznie rozdaje karty na tym świecie. Ciągle zadziwia mnie moc naszych niechlubnych skłonności, naszych przyzwyczajeń, rytuałów, naszego lenistwa, strachu przed nowym, że mając do dyspozycji tak ogromną inteligencję, wiedzę i świadomość, wciąż trudno jest nam wprowadzić do codziennego życia niewielkie, czasem, zmiany. Zmiany, które mogłyby zagwarantować nam dobre rozdanie. Wierzę, że mimo to, że Natura rozdaje karty, to jest ona naszym sprzymierzeńcem. Wszyscy możemy być zwycięzcami w tej grze, w której stawką jest Życie. Pójdę nawet o krok dalej i wstydliwie wypowiem kolejny banał: My jesteśmy Naturą a Natura jest Nami. Nie bójmy się więc iść z nią w parze. Zapominając o Naturze, działamy wbrew sobie. Czasami przez lata moszczenia się w takim stanie, tworzymy sobie w nim wygodną, ale jakże złudną strefę komfortu. Po czym przychodzi czas, taki jak teraz i okazuje się, że większość energii marnotrawiliśmy na coś nieistotnego, tak mało pewnego. Dlatego spróbujmy w tym trudnym dla współczesnego świata momencie znaleźć przestrzeń do zajrzenia w głąb siebie. Nie trzymajmy się kurczowo naszych nabytych przyzwyczajeń i przekonań, których niemożliwość utrwalania wywołuje wewnętrzny bunt. Spróbujmy dostrzec w tym czasie pomocną dłoń Natury – Ona zdaje się być jedyną trwałą i pewną wartością, jaka istnieje w znanym nam świecie.
Czlowiek jako najistotniejsze ogniwo natury jest z nia w sprzezeniu zwrotnym,a wiec od wiekow nastepowala tu NATURALNA samoregulacja wszelkich procesow ozdrowienczych.Niepewnie sie dzieje,gdy garstka „decydentow” probuje ukladac swiat wedlug wlasnych koncepcji.I tu raczej nie powie sie po latach,ze ” tak niewielu zrobilo tak wiele” dla miliardow.):