– Jeszcze niedawno było tak kolorowo, a teraz jest szaro, buro – pomyślał Bułanek wystawiając niechętnie nos przez okno swojego boksu.
Drzewa liściaste już dawno oddały swoje barwne ubrania ziemi i stały tak nagie, nic sobie nie robiąc z przeszywającego chłodu. Najpierw zrobiły z liści kołderkę dla Jerzyka i innych stworzeń, które od jakiegoś czasu spały w najlepsze, pomrukując od czasu do czasu przez sen. Po czym same cierpliwie czekały na przyjście zimy, która przykryje je śnieżną pierzynką i pozwoli spokojnie zasnąć.
– Zresztą bardzo to wszystko dziwne, wiosną drzewa zakładają na siebie nowiutkie ubrania, by nosić je latem, kiedy jest najcieplej, a jesienią, kiedy zaczyna robić się chłodno, zaczynają je zdejmować, by okryć nimi inne stworzenia i rośliny. Potem muszą czekać na zimę, która otuli je białym puszystym kocem… – konik nic z tego nie rozumiał.
Tylko świerki, jodły i sosny wydawały się jakieś samolubne. Trzymały przez zimę iglaste okrycia tylko dla siebie.
– A może to jakieś straszne zmarzluchy? – zastanawiał się głośno Bułanek.
– Może po prostu lubią zimę i tak jak my, uważają, że nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania – odpowiedział Bułankowi Olek, który przyszedł właśnie w odwiedziny do swojego przyjaciela – Dlatego zostawiają na sobie zielone płaszcze i cieszą się białym szaleństwem, tak, jak my! Chodź pójdziemy poszukać zimy, może uda się nam ją gdzieś znaleźć!
Olek podszedł do Przyjaciela i zarzucił na jego grzbiet polarową derkę. Widział, że Bułanek jakoś nie jest dziś przekonany do spaceru. Po chwili szybkiego stępu konik zorientował się, że nie jest mu już wcale tak zimno. Nowe ubranie okazało się idealne na tę porę i Bułanek mógł cieszyć się czasem spędzanym na świeżym powietrzu ze swoim przyjacielem. Po chwili dołączyła do nich Marysia. W kurtce, owinięta grubym szalem z ciepłą czapką na głowie i śmiesznymi rękawiczkami z jednym palcem.
– Takie są najlepsze – uśmiechnęła się dziewczynka – przynajmniej nie marzną mi ręce!
Przyjaciele zatrzymali się pod wielkim klonem, pod którym latem znajdywali wytchnienie po długich zabawach na słońcu i który jesienią otwierał nad nimi swój kolorowy parasol. Marysia przytuliła się do drzewa, jakby chciała je ogrzać.
– Nie jest Ci zimno, tak bez ubrania? – pytała. Obejmowała pień, przykładała ucho do kory i wsłuchiwała się w jego miarowy oddech. A on oddawał jej tyle pozytywnej energii, ile potrzebowała, by móc się dobrze bawić w ten chłodny dzień.
– Ten klon naprawdę jest bardzo koleżeński – pomyślał Bułanek, patrząc na Marysię, która nuciła wesołą piosenkę i w podskokach zbliżała się już do brzozowej alei – Nie tylko oddaje swoje ubranie mniejszym stworzonkom i roślinom, które mogłyby przymarznąć na mrozie, to jeszcze tak pozytywnie wpływa na innych, że mają dobry nastrój, uśmiechają się i chce im się śpiewać z radości!
Dzieci i konik stali na drodze. Jeszcze niedawno właśnie tu padał na nich złoty deszcz drobnych brzozowych listków. Te przemiłe starsze Panie również oddały całe swoje bogactwo innym. Same postarzały się nieco, posiwiały i cichutko drzemały.
– Zaraz zaraz! – ożywił się Olek – Przecież to gdzieś tu ma swoją zimową norkę nasz Jerzyk! O! Jest! Widzę! To ten kopczyk!
Spod zbrązowiałych już liści wystawał malutki czarny nosek. Jakby się dobrze wsłuchać, dałoby się usłyszeć jego delikatny oddech.
– Ciiii – Marysia przyłożyła paluszek do ust – Nie pamiętasz jak jeżyk mówił nam, żeby przyjść go obudzić wiosną, jak zrobi się nieco cieplej?
– To prawda – powiedział już nieco ciszej Olek – Już raz Misio zrobił mu niespodziewaną pobudkę. Dajmy mu pospać.
Olek przykrył wystający nosek Jerzyka dużym liściem klonu, który podniósł z ziemi i bezszelestnie się oddalił.
Przyjaciele szli dalej brzozową aleją. Było cicho i spokojnie. Świat spał.
– Marysia, patrz! – Olek nie mógł pohamować radości. Z zadartą głową patrzył w niebo – Przepraszam Cię drogi Jerzyku – dodał po chwili ciszej – Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć… Olek nieco posmutniał. Najchętniej podzieliłby się ze wszystkimi przyjaciółmi tym, co zobaczył. I bynajmniej nie był to złoty deszcz, jak ostatnio.
Brzozowa aleja znów była zaczarowana. Nie mieniła się, co prawda, w słońcu na złoto. Tym razem otulała się mięciutką pusiową kołderką. Drogocenny złocisty dywan zamieniła na biały puch, którego płatki spadały z nieba i delikatnie osiadały na polach, drogach, gałęziach drzew i skrzyły się jak tysiące maleńkich diamencików.
– Jest! Znaleźliśmy ją! Przyszła do nas! – Bułanek wierzgał radośnie turlając się w tej białej pierzynce. Nie wiadomo kiedy, dołączył do niego Misio. Piesek, nie zważając na chłód, co chwila znikał pod coraz większą śnieżnobiałą warstwą śniegu. Tak samo, jak wtedy, kiedy jesienią nurkował tu w kolorowych liściach. Olek i Marysia wdrapali się na mały pagórek i zrobili sobie na nim zjeżdżalnię. Niepotrzebne były im nawet sanki. Śliskie nieprzemakalne spodnie były idealne do zjeżdżania na pupach. Zabawy było co nie miara!
Przyjaciele wracali ze spaceru w świetnych humorach! Było im gorąco. Aż nie chciało się wierzyć, że jeszcze przed chwilą Bułanek niechętnie wystawiał aksamitny nosek przez okno w stajni. Mijając stary klon, Marysia spojrzała na jego rozłożyste konary. Całe były otulone białym puchem. Klon wyglądał, jak ubrany w cieplutki sweterek.
– Teraz już nie zmarzniesz, Przyjacielu – Marysia pogłaskała drzewo i uśmiechnęła się do siebie.
Klon popatrzył z góry na Przyjaciół, cieszących się z nadejścia zimy. Było mu miło, że jego dobra energia tak się wszystkim udzieliła.
Kiedy dzieci dotarły do domu Dziadków, w ogrodzie czekał na nie wysoki świerk. Rósł tam od zawsze. Tylko teraz wyglądał nieco inaczej. Wcale nie wydawał się być samolubnym zmarźlakiem, nad czym wcześniej zastanawiał się Bułanek. Otulony w biały kożuch, wglądał wspaniale. Bajkowo. Nawet jego igiełki, które zwykle nie pozwalały się dotykać, jakby stępiły się pod białymi czapami śniegu. Teraz można było je nawet pogłaskać. Albo…
– Szuuu – truu – szuuu! Coś zatrzęsło gałązkami i…
– Pac! – Czapa śniegu wylądowała na głowie Olka.
– Co to za numery?!
– Miaaaał! – zamiałczało – i jakaś czarno-biała kulka sturlała się z drzewa i jak z procy wystrzeliła do zagrody.
– Puszek?! Takie żarty?! Ja Ci dam!
I Olek z Marysią, Misiem i Bułankiem, rzucili się w pogoń za Puszkiem.
– Jak zima, to musi być bitwa na śnieżki!
– Taki jesteś zaczepny? To proszę bardzo!
Śnieżne kulki raz po raz leciały to w jedną to w drugą stronę. Kaczka Kłapaczka uciekała w popłochu, bojąc się o swoje, wysuszone dopiero co, piórka. Gąska Balbinka z szyją jeszcze raz tak długą, parła do przodu głośno sycząc. Nie dawała za wygraną. Wołała posiłki, by stanęły w obronie drużyny Puszka. Jej koleżanki szybko do niej dołączyły. Tworzyły teraz szczelny mur z wydłużającymi się szyjami, które jeszcze chwila i, albo dosięgną swoich przeciwników, albo się urwą i będzie po śnieżnej bitwie. Gołębie to przysiadały na ziemię, to wzbijały się w powietrze, wzniecając przy tym, śnieżą zadymę. Muflony dreptały wzdłuż płotu i beczały, dopingując swoich. W zagrodzie zapanował taki galimatias, że ledwo było widać uczestników tej bitwy. Wszyscy oblepieni białym puchem, wyglądali jak bałwany. Wtem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Zimowej Wróżki, cały zwierzyniec wykonał odwrót i zgodnie pobiegł w kierunku swoich korytek, karmników, paśników i innych miejsc posiłków. Wróżką okazał się Gospodarz Jan, który pojawił się znienacka w zagrodzie, by nakarmić swoich podopiecznych. Nie pozostało nic innego, jak ogłosić remis. Wśród Przyjaciół nie ma przegranych. Wszyscy wygrywają. A nagrodą jest dobra zabawa i przyjaźń oczywiście.
Olek i Marysia wracali do domu z wypiekami na twarzy. Nie wiadomo, czy namalował je mróz czy też szalona zabawa. Kiedy przechodzili obok świerka, wcale nie wydał im się samolubny, jak przez chwilę pomyślał o nim Bułanek. Trzymał swoje iglaste wdzianko przez cały rok, bo też lubił zimowe zabawy i wiedział, że najważniejsze, to się dobrze ubrać. Poza tym, jak mógłby przespać takie święto, jak Boże Narodzenie?! A wtedy nie wypada mu być przecież bez ubrania. Kiedy, jak kiedy, ale w Boże Narodzenie, świerk musi się dobrze prezentować!