Lato miało się ku końcowi. Bułanek łapał ostatnie promienie wrześniowego słońca. Podziwiał czerwone jarzębiny, które jak modelki na wybiegu, prezentowały swą najpiękniejszą biżuterię. Skakał przez liliowe wrzosy, na których poranna rosa zostawiła błyszczące kryształki. Delikatnie stąpał po wąskiej dróżce, by nie strącić tych klejnotów, podarowanych przez rześki poranek. Przysłuchiwał się szumiącej melodii pożółkłych już liści osiki. Rozmarzony bujał w obłokach aż nagle… coś zarzuciło sieć na jego koński bułankowy pyszczek. Zerwał się na równe kopyta. Jak nie krzyknie:
– Co to za porządki?! Kto śmie zakładać na mnie pułapki? Niech no tylko się oswobodzę, to zaraz rozprawię się z tym rozbójnikiem!
Bułanek kręcił się w kółko, próbując pozbyć się lepkich nici ze swojego mięciutkiego aksamitnego noska. A im bardziej się denerwował, tym bardziej jedwabista sieć przywierała do jego pyska. Z niecierpliwego wierzgania wyrwał go cieniutki chichot:
– Hi, hi, hi, hi – dobiegało zza starej posiwiałej brzozy, która na jesień miała w zwyczaju farbować się na złoto.
– Tego już za wiele – pomyślał Bułanek – Nie dość, że zastawiają na mnie pułapki, to jeszcze się ze mnie śmieją!
– Może Ci pomóc, Przyjacielu? – Konik usłyszał sympatyczny głos, choć nie wiedział jeszcze do kogo należał. Rozejrzał się wokół ale nikogo nie zauważył.
– Tu jestem! – sympatyczny głosik znów się odezwał. Teraz jednak dochodził jakby z góry… Bułanek podniósł łepek – nic…
– Hi, hi, hi – tym razem chichot dobiegał z tyłu…
– O nie! – konik wyraźnie się poirytował – Nikt nie będzie robił sobie ze mnie żartów – naburmuszył się.
– Już dobrze, Przyjacielu. Nie złość się tak. Złość piękności szkodzi. A Ty jesteś ładnym koniem, dbaj więc o to, co Ci Natura dała – Bułanek ucieszył się z komplementu i od razu zrobiło się mu lepiej. Zapomniał nawet o klejących perłowych nitkach, które wplotły się w jego grzywę tworząc przepiękne warkocze. Nadal jednak nie wiedział komu podziękować za te miłe słowa. Wtem, zauważył jak coś malutkiego, pomarańczowego i puszystego szybciutko przemieszcza się z gałązki na gałązkę.
– Hej, zatrzymaj się na chwilę! – zawołał Bułanek – Mimo, że mam długie nogi i potrafię już szybko biegać, nie nadążam za Tobą. Puchate stworzonko pojawiło się nagle na pniu tuż przed źrebaczkiem.
– Cześć! Jestem wiewiórka Ruda Kita, a Ty jak masz na imię? Konik spojrzał na zwinne zwierzątko, sprawnie rozgryzające orzech laskowy.
– Bułanek – odpowiedział, a wiewiórka siedziała już w dziupli na drzewie.
– Widziałaś tu może Pająka Krzyżaka? Bo to on zapewne założył na mnie pułapkę – źrebak przypomniał sobie nagle, co przeszkodziło mu w podziwianiu cudownych atrybutów jesieni.
– Nie widziałam żadnego pająka, Bułanku – odpowiedziała Ruda Kita – a to, co przykleiło Ci się do nosa, to wcale nie sprawka Krzyżaka. To Babie Lato.
– Dobrze, nie ważne, Krzyżak czy Babie Lato, pokaż mi je proszę, to sobie z nim porozmawiam.
Wiewiórka wskoczyła na gałąź leszczyny, pod którą kołysały się zeschnięte już kłosy traw. Ich pióropusze lśniły w słońcu jak bożonarodzeniowe drzewko przystrojone anielskim włosem. Bułanek nie mógł się napatrzeć na to przepiękne widowisko. Najmniejszy podmuch wiatru przenosił kolejne perłowe nitki, które unosząc się delikatnie w powietrzu przystrajały wszystkie rośliny. Zupełnie tak, jakby nie chciały pominąć żadnej z nich. Tak, by ten ostatni raz, na zakończenie sezonu, każda roślina mogła wyglądać najpiękniej. By raz jeszcze mogła rozkołysać się na wietrze, proszona do tańca przez Babie Lato.
– To własnie jest Babie Lato – powiedziała Ruda Kita – Te delikatne, błyszczące nitki, które jesienią unoszą się w powietrzu i lepią do wszystkiego, co napotkają na swojej drodze, to pajęczyna. Dzięki niej, malutkie pajączki mogą przemieszczać się na bardzo duże odległości.
Bułanek wracał do zagrody jak zaczarowany. Cały czas myślał o tym, jak piękna jest ta jesień. Ile w niej wspaniałości: kolorowych liści, pysznych owoców, pachnących grzybów, wrzosów, jarzębinowych korali no i Babiego Lata oczywiście.
– Swoją drogą, dziwne, że jesień pełna jest lata – Babiego Lata – pomyślał Bułanek. Po drodze nazbierał garść kasztanów i żołędzi, by móc sprezentować je Olkowi i Marysi. Słyszał, jak rozmawiali latem, że jesienią będą robić z nich ludziki. Zbliżając się do zagrody usłyszał coś, jakby gęganie Balbinki. Tylko dlaczego dźwięk dobiegał z góry?
– Cóż to znowu za tajemnicze głosy? – zapytał siebie samego.
– To dzikie gęsi odlatują do ciepłych krajów – konik usłyszał odpowiedź i zobaczył jak Olek i Marysia z zadartymi głowami obserwują stado ptaków, które utworzyły na niebie wielki klucz. Bułanek nieco się zmartwił. Bał się, że tam, wysoko jest też jego przyjaciółka, Balbinka.
Pobiegł do kurnika a kiedy zobaczył w nim gąskę, aż zarżał z radości:
– Ihaha! Już się bałem, że nie zdążyłem się z Tobą pożegnać – konik wyraźnie odetchnął z ulgą.
– Nigdzie się nie wybieram. Dobrze mi tu z Wami – uśmiechnęła się Balbinka i uściskała Przyjaciela.
Bardzo dziękuję Matko Ma 😉
Zawsze wiedziałam, że umiesz pięknie pisać ?